Wakacje pod namiotami - 26-28 Lipiec 2013 - Gorzejowa

Dnia 26 lipca 2013 roku, korzeńska grupa młodzieżowa, postanowiła odpocząć nieco od codziennych obowiązków, monotonnego przesiadywania przed komputerem, czy też innych mniej lub bardziej ważnych obowiązków i wyjechać na weekend. Miejscem rekreacji była Gorzejowa, malownicza parafia położona w województwie podkarpackim, której proboszczem jest znajomy ks. mgr Stanisław Oleksyk.

Po dotarciu na miejsce, nie bezproblemowo, ale w miarę sprawnie rozbiliśmy namioty, które na ten czas stawały się naszym domem. Tylko ksiądz Zbigniew, który ten wyjazd zorganizował, nie skorzystał z okazji ścisłego jednoczenia się z naturą i wybrał wygodny, ciepły pokoik na plebanii. Nam jednak nie przeszkadzały robaki, pająki, ani komary (jakże tego roku liczne!) we wspaniałej, nocnej zabawie. Może tylko w swoim, nielicznym towarzystwie, ale mogliśmy spokojnie porozmawiać, pograć i pośpiewać, dobrze się przy tym bawiąc. Kolejny dzień był już bardziej zorganizowany. Po porannej modlitwie i śniadaniu, wyjechaliśmy kilkoma samochodami na Mszę. Nie była to jednak „zwykła” Msza, w kościele, ale pod pomnikiem Chrystusa Króla w Małej. Mogliśmy poczuć się jak na Światowych Dniach Młodzieży w Rio de Janeiro, które akurat trwały. Modlitwą też, z uczestnikami tychże dni, łączyliśmy się. Po mszy świętej, w jakże cudnym klimacie, w ciszy i spokoju, na pustkowiu, wracać musieliśmy do „domu”. Nie obyło się to bezproblemowo, gdyż część z nas zgubiła się po drodze, skręcając w nieodpowiednim momencie (kierowcom: DZIĘKUJEMY), ale też dzięki temu mamy więcej zwariowanych wspomnień. Wieczorem zorganizowaliśmy grilla, na którego przyjechał też ksiądz Mariusz. Potem kolejny – dosłownie – zakręcony wieczór; gra w Twistera, spacery po ciemnych ulicach, nocny film i długie międzynamiotowe pogawędki, trwające do rana. Kolejnym – ostatnim – dniem, była niedziela, a wiec rozpoczęliśmy ją od Mszy Świętej w prześlicznym, gorzejowskim kościele pw. św. Grzegorza papieża i Przemienienia Pańskiego, który kojarzy mi się teraz tylko z jednym: cudnym zapachem starego drewna. Tego dnia, po obiedzie, zrobiliśmy coś szalonego, co pozostanie na długo w naszej pamięci. Bitwa wodna. Było gorąco, wiec mogliśmy sobie na to pozwolić. Szlauf, butelki, garnki… Wszyscy mokrzy, nie wyłączając księdza, oczywiście. Śmiechu było przy tym, co nie miara. Wysuszeni od słońca i powietrza, mogliśmy kontynuować aktywny wypoczynek i wybraliśmy się do lasu. Jedni tylko spacerowali, inni szukali grzybów, czy też jeżyn. Następnie pozostało nam już tylko spakowanie się, złożenie namiotów i oczekiwanie na autobus. Przykro było wyjeżdżać, ale wyboru nie mieliśmy. Około godziny 22:00, 28 dnia miesiąca, byliśmy już w swoich domach, tęskni, ale wzmocnieni duchowo. Liczne zdjęcia, wiele wspaniałych wspomnień – tyle pozostało po wyjeździe.

Było to w lipcu, a więc w miesiącu, kiedy gwiazdy spadają najliczniej. Jakoż inaczej nie było. Wiele życzeń zostało wówczas wypowiedzianych. Gwiazdy nie tylko rozświetlały nam ciemność nocy, ale też przypominały, jak wielki jest Bóg, jak wspaniałą szatą okrył świat. Pewien filozof uważał, że gwiazdy są jakby oknami, przez które dojrzeć można Niebo. I przysięgam, ze w tamtych chwilach bardzo mocno odczuć mogliśmy, ze Bóg zerka na nas przez te szparki i śmieje się, myśląc: ,,Ahh, ta korzeńska młodzież…”.

Autor:
Klaudia J.

 

Galeria